9/10. Wyśmienita komedia Mela Brooksa z genialnym Martym Feldmanem [za to co tu wyprawiał powinien zarwać Oscara, albo chociaż złoty głob] oraz Deluise.
Bardzo podobały mi się epizody Reynoldsa i Newmana w tym filmie.
Moge oglądać "...kino" bez końca a i tak mi się nie znudzi.
Stawiam ją zaraz po "Producentach" w rankingu Brooksa.